Chwile błogości


   Bywają takie dni, kiedy rodzi się jakiś błysk. Siedzisz i nagle nachodzi cię fala przyjemnego uczucia. Ciepłego, miłego.
   Dla mnie to jest właśnie jeden z tych dni.
Jeszcze nie ma 16:00, a za oknem już ciemno się robi. Zapach białej szałwii wędruje po pokoju, słychać wrony od podwórka. 

   Spakowałam przesyłkę dla koleżanki, choć z opóźnieniem sporym, ale w końcu się zmobilizowałam. Zrobiłam część notatek z tygodnia zajęć, ale jeszcze sporo przede mną. Czekają na mnie sprawozdania do napisania z ćwiczeń, nauka do kolokwium z histologii roślinnej, zbieranie materiałów na pracę z historii zielarstwa o wybranej roślinie, jej właściwościach i zastosowaniu na przestrzeni dziejów. Kawał roboty. Ale jakże przyjemnej....


   I czuję się z tym dobrze. Mam poczucie, że robię to, co chciałam i chcę. Że idę w stronę, jaką sama sobie obrałam, bez przymusu. Że robię to, co mnie ciekawi, co daje poczucie satysfakcji.
   Długi czas zajęło mi w ogóle dotarcie do tego, czego chcę, a nie czuję "bo tak powinnam". Długi czas błądziłam jak we mgle. Jestem w szoku, jak coraz częściej pojawia się uczucie i świadomość, że "muszę", "powinnam" zastępuję "mogę", "chcę". Takie samo z siebie. Że przychodzi mi naturalnie tak wiele rzeczy, na które przez naście lat byłam zamknięta, poblokowana. Których próbowałam się uczyć, bez skutku, bo wracałam do punktu wyjścia w błyskawicznym tempie. Ze strachu.


   I dzisiaj siedzę, piję napar z rumianku i czytam na jego temat, żeby mieć do napisania znacznie więcej, niż wiem o nim do tej pory. Nawijam suszoną jarzębinę na korale i się uśmiecham do siebie.
Uśmiecham się... Bo jestem tu, gdzie chcę być. Robię to, co chcę robić.
   I czuję się szczęśliwa.


Uściski,
Dobrowieść :-)

Komentarze

Popularne posty