Coś o (się) zaoraniu.


   Dużo się mówi o dzisiejszym pośpiechu. O tym, że mamy coraz więcej obowiązków i zadań do wykonania. I o przemęczeniu, jakie się przez to pojawia, o całej masie schorzeń fizycznych i psychicznych nie wspominając.

   I chociaż sama popieram spokojny tryb. Tak wpadłam w drogę do zaorania siebie. Zagubiłam się w nadmiarze ambicji, braku wolnego czasu i chęci wykorzystania każdej luki czasowej jak najefektywniej. Oczywiście nie zawsze. Ale bardzo łatwo się rozkręcam w tę stronę.
   Rozpisywałam, planowałam sobie co do godziny co mam zrobić, ile tego, gdzie być. Zostawiając zazwyczaj lukę na przerwę (spanie) od 23:00 do 7:00. Ale w rzeczywistości ta luka często się skracała. Skutek? Niedospanie, zmęczenie, spadek efektywności. A za tym idzie też rozdrażnienie, poczucie marnotrawstwa - bo przecież powinnam coś zrobić szybciej, więcej w danym czasie, a nie mogę, bo co chwilę dopada mnie rozkojarzenie, system operacyjny w mózgu mówi "stop" i cała się zawieszam nad pracą, nie zdając sobie nawet sprawy, kiedy?
   Nadmiar zajęć i wpieranie sobie, że MUSZĘ to zrobić, prowadzi do tego, że rzeczy, które sprawiały mi istną przyjemność, nagle mnie odrzucają. W tym szycie. Szczególnie szycie...

   Na studiach ograniczyłam się do uczelni, rękodzieła i zespołu pieśni i tańca. Bo przecież to już dużo nie jest w porównaniu do wcześniejszych lat, kiedy miałam po 1000 zajęć. Plan uczelniany ułożony luźno, w lukach mam czas dla siebie, więc mogę zająć się szyciem. I wszystko byłoby dobrze, gdybym tego czasu wolnego nie zapychała po brzegi pracą. Nie żebym nie czuła z tego przyjemności. Wręcz przeciwnie! Cieszę się, kiedy widzę kolejną rzecz, jaką udało mi się uszyć, utkać, wyszyć... I widzę, jak ludzie są zadowoleni. Problem tylko w tym, że biorąc na siebie nadmiar zamówień (mam do tego niestety tendencje), potem w terminach ciężko jest się zmieścić. A i dla siebie czasu brak. Włącza się stres, upychanie kolejnych minut na pracę, aż dochodzę do momentu, kiedy patrzę na przygotowaną maszynę, ułożone materiały do zszycia i... nie mogę się zmusić. Chcę to robić, i jednocześnie nie. W rezultacie nie robię tego, co zamierzałam, czas ucieka, a ja nawet nie jestem w stanie w tym czasie odpocząć, bo w głowie ciągle krzyczy ktoś "Nie wyrobisz się na czas! Co ty sobie myślisz? Nabrałaś, to teraz masz!".

   Przemęczenie prowadzi też do tego, że i na uczelni ciężko się skupić. A treningi w zespole? Chcę iść, ale w zasadzie to bym została... Nagle grawitacja tak przyciąga, że nie jestem w stanie wysunąć stopy w kierunku buta, żeby się ubrać i iść.
   Na domiar dochodzą inne rzeczy, jakieś problemy, zgrzyty w relacjach itd. Człowiek leży i gapi się tępo w sufit. Nie czując nic poza rezygnacją. Poczuciem niechcenia nawet niechcenia. Powoli wchodząc pod etap depresyjny.

   I wtedy taka dobra duszyczka jak mój R. bierze się za porządki. Wyciągającego te brudy zaorania do świadomości. Dającego do myślenia. Przekonującego, że potrzebuję odpocząć. Że MUSZĘ wyłączyć tą zaciętą płytę w głowie, która nie pozwala wytchnąć.
   To nie jest prosta sprawa, ale nie wszystko w życiu ma być proste. Chociaż fakt, że sami sobie często te utrudnienia tworzymy. I często nieświadomie.
   Ja się dzisiaj pogodziłam (przynajmniej po części), że w obecnej chwili wiele rzeczy mi się w czasie przesunie. Cieszę się, że często na swojej drodze spotykam ludzi wyrozumiałych, którzy nie robią mi wyrzutów o to, choć sama czuję się fatalnie z myślą, że nie dotrzymałam danego słowa. Bo terminy są terminami. A tu kolejny raz z rzędu (bo na błędach się nie nauczyłam wciąż) przeliczyłam zamiary nad siły.
   Od kilku dni staram się robić minimum. Pozwolić sobie na reset. Robić tyle, ile naprawdę trzeba i nic ponad to. Oczywiście łapię się na tym, że się rozkręcam. Głos w głowie wcale tak łatwo nie odpuszcza.


   Ale powtarzam jak mantrę

Odpocznij.
Daj sobie czas.
Odpocznij.
Pozwól się zregenerować.
Odpocznij....


I powoli staram się na nowo odnaleźć przyjemność w tym, co udało mi się zaorać.

Komentarze

  1. Bardzo "w sedno" napisane... branie na siebie za dużo, nie wywiazywanie się zwyczajnie z powodu za krotkiej doby i na koniec rozczarowanie samą sobą... bardzo, bardzo prawdziwe. Życzę odpoczynku :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty